sobota, 1 października 2011

może przez ten deszcz, może przez tę mgłę

Jeszcze jakiś czas temu 1 październik oznaczał dla mnie powrót do Krakowa. Pakowanie przed wyjazdem doprowadzało mnie do szewskiej pasji, mogłam robić wtedy wszystko... byle tylko nie musieć składać na nowo tobołów. Tamte czasy minęły już bezpowrotnie, choć zawsze warto miło wspomnieć: szesnastkę na agh, panie z portierni, zacne współlokatorki: agnesto i karolinę pozdrawiam najmocniej, płatki duże i małe, chłopaków z sąsiedztwa, Piasta, plusa, biedronkę, lody za 3,50, kazimierz, zapiekanki, żaczka, alchemię, waflowe przygody, piankę i mooooodela!. Pragnę też oficjalnie podziękować pani ze kiosku instytutowego na reymonta - można było kupić tam wszystko!
Czy wróciłabym? Do Krakowa chętnie, na uczelnię mniej ;). Ale wiadomo, łatwiej móc kogoś dręczyć, niż dręczonym być.

Pozdrawiam! i zarzucam trochę mieszanki krakowskiej.

Aaaaaaaa!! Zapomniałam jeszcze o jednym! Piwie w SZYNKu na Kazimierzu. Oficjalnie reklamuję: Najlepsze Piwo na świecie.





2 komentarze: